wtorek, 4 lipca 2017

Nieuzależniona


http://weheartit.com/entry/65492528

       Z jakiegoś powodu wciąż masz nadzieje. I wciąż wierzysz, że wróci. Że wszyscy wrócą. Zupełnie jakby rzeczywistość nie dała Ci wystarczająco dużo dowodów na koniec.  
        Ostatnie urodziny, spędzone samotnie przy zapachowej świecy (wiśni, bo z jakiegoś powodu, przypominała Ci o nim), kubku kakao (czy raczej czterech) i maratonu z Grą o Tron, wcale nie złamały ci serca. Najlepsza przyjaciółka zadzwoniła dwa dni później - bo dzieci, dom, mąż, praca. Skrucha w jej głosie nie była wystarczająco szczera, ale przyzwyczajasz się; zawsze jest coś ważniejszego niż Ty. Tylko Harry zawsze pamiętał. W tym roku przysłał Twoje ulubione czekoladki, które pochłonęłaś w ciągu dziesięciu minut.       
       Dwa tygodnie później już gotowa (umalowana i w sukience; tej czerwonej) czatowałaś pod drzwiami na dzwonek. Piętnaście minut jego spóźnienia, dało Ci czas, żeby zmienić kolor pomadki, bo beż pasował bardziej do tych butów. A on i tak nigdy nie przychodził na czas. Pół godziny było pretekstem do niepokoju. Po godzinie chciałaś jedynie spalić tą durną sukienkę. Ale nie mogłaś, bo jest jedyną, w której Cię pochwalił.
     Jakby miało to jakiekolwiek znaczenie, kiedy noc zabrała ci sen. Jakby kiedykolwiek coś związanego z nim miało znaczenie.
       Nie chcesz się oszukiwać, że to było coś więcej (choć nie musiało). Wiesz, że zależy Ci, bardziej niż jemu, że to była jedynie gra. Brudna, bolesna gra, w którą wciągnął Cię nie wyjaśniając reguł.
Trudno. Przecież zawsze byłaś silna. Nie złamały Cię ani własne demony, ani nagła śmierć rodziców i dziecka. Żaden z życiowych zakrętów nie był wystarczająco ostry, żebyś skończyła w wannie wypełnioną zimną, czerwoną wodą. Teraz też się nie podasz, mimo, że...
       Mimo, że walczysz z nałogiem. Walczysz z nim.
      Ale co z tymi porankami, kiedy wpadał bez zapowiedzi w jednej ręce trzymając torbę świeżych bułek, a w drugiej bilety do kina - na ten film, o którym mówiłaś przez ostatni tydzień? Przecież widziałaś, że się zmienił. Zupełnie jakby dzisiejszy on i ten sprzed piętnastu lat byli zupełnie różnymi osobami. Czasem myślałaś, że rzeczywiście tak było. Co z dniami, kiedy faktycznie ratował Cię od upadku? Tymi najgorszymi wieczorami, kiedy ból nawracał, zupełnie jakby nigdy nie odchodził, a ona trzymał Cię za rękę? Był wtedy za blisko, ale nie znosiłabyś gdyby odsunął się choć na centymetr.
      Bez niego czujesz się obdarta z części siebie - on pokazał ci, że kuchnia może być rajem na ziemi. I że potrafisz ugotować coś więcej niż wodę na herbatę; że makarony z paczki to nie jedyne jedzenie świata, a domowe ptysie są najlepsze na depresyjne dni. Dzięki niemu odkryłaś, że godzinami możesz jeździć na rowerze. Czasem zachowywał się jak dziecko, a czasem jakby miał bagaż doświadczeń stulatka. Był nie do zniesienia, kiedy wydłubywał rodzynki z sernika i lodów. I godzinami mogłabyś patrzeć jak siedzi na hamaku obok, zaczytując się w beznadziejnym kryminalne. Miał fatalny gust książkowy, ale wybitny muzyczny, więc razem godzinami słuchaliście jak nuty odbiją się od ścian i krążą między wami. Odkrył  magię mugolskiej muzyki i Ciebie zaczarował jej zaklęciami.
        Wtedy było najlepiej. Bez zbędnych słów, obietnic bez pokrycia. Najbezpieczniej dla obojga.
A teraz, po tych wszystkich chwilach, które powinny być ważne i dla niego, siedzisz przy otwartym oknie i myślisz, że chciałabyś być ptakiem. Chciałabyś skoczyć i polecieć.
       Albo i nie. Chcesz zostać sobą, ale nie zamierzasz rezygnować z wycieczki w dół. Stawiasz jedną stopę na parapecie. Delikatnie parzy - słońce nie jest dziś łaskawe. Cofasz się jednak, niespokojna. Wystarczyło, że patrzysz na lewy nadgarstek. Tam gdzie po swojej ostatniej pijackiej eskapadzie, zrobiłaś sobie tatuaż. Piętno na własne życzenie, które jednak Cię definiuje, bo mimo wszystko wciąż jesteś lwicą z wieży Gryfindoru.
      I jesteś silna. Musiałaś jedynie sobie o tym przypomnieć, bo nie potrzebujesz jego miłości. Potrzebujesz jego.
        A kiedy zdasz sobie sprawę, że to nie jest prawda, wtedy dopiero pęknie ci serce. 

poniedziałek, 6 marca 2017

Noce bez gwiazd.

Dla T.  ♥

 

I znowu nie mam dokąd pójść, i znowu jestem całkiem sama.
Zupełnie obcy jest mi dom i znów nikogo przy mnie nie ma.
Lecz noc przygarnie mnie. *

 O
czym
myślałaś,
kiedy
twoja
krew
się zatrzymała? 

- Uwielbiam twoje oczy.
- Hermiona - ostrzegł.
- Wiem.
- Chyba jednak nie. 
Kłamstwa błyszczały jak brylanty, może dlatego oboje tak je lubili?
- Kochasz ją.
- A ty jego.
- Ale jakoś ci to nie przeszkadza, kiedy bezceremonialnie pozbawiasz mnie bielizny.
Jęknął.
I zrobił to jeszcze raz. Bo wszystko traciło znaczenie, kiedy czuł cierpki smak jej ust - nigdy nie pomalowanych.


- Jak się czujesz, Draco?
- Głupie pytanie, doktorku. - Ściągnął niewidzialnego paprocha z garnituru. Miał długie palce pianisty.
- Miałeś mi mówić po imieniu.
- Wybacz, Harry - westchnął. Niemal teatralnie. - Ja cie nie czuję. W tym problem.
- Pieprzenie. Jesteś wrakiem, więc czujesz się źle. Dlatego cię z tego wyciągniemy.
- To dopiero druga wizyta.
- I nie ostatnia - zapewnił. - Kawy? - Skinął głową.
- Masz ciastka?
- Myślisz, że dałoby się tutaj wytrzymać gdyby nie zapas słodyczy?
- Tak? - powiedział pewnie, trzymając białą filiżankę. Nie słodził, odkąd  t o  się stało. Hermiona zawsze piła gorzką. Smak był podobny, kiedy zabierała go w górę. Daleko za rzeczywistością.


Gdy wszyscy inni idą spać,
 Gdy całe miasto śpi
Spotykam się w marzeniach z nim...

Dlaczego
postanowiłaś
zatrzymać
oddech?

- I co z tym zrobimy? 
- Z czym? 
Machnęła ręką
- Z nami. 
- Nie ma nas, Hermiona.
Łzy wypalały jej oczy, jak rozżarzone węglę, ale nie pozwoliła mu ich zobaczyć. Nigdy.
- To boli. - Szloch unosił się w powietrzu.
- To prawda. Jest Draco i Astoria oraz Hermiona i Ron. Koniec historii. "My" nie istniejemy.

 - Coś się zmieniło?
- Mamy lato?
- Coś jeszcze?
- Dzisiaj mijają cztery miesiące.
- I?
- Nic.
- Więc w czym problem?
- We wszystkim. Absolutnie wszystkim.

Pusto tak,
Tylko ja,
Daleki,
Lecz trzyma mnie w ramionach.
Gdy zniknie z oczu, to zamykam je
I już mnie znalazł.

Jak
to
jest
kiedy
twoje 
serce
nie chce
żyć
razem z 
tobą?

 - Ronald w końcu się ze mną rozwiedzie.
- Nie rozwiedzie. Dlatego nazywa się Wesley. - Był uparty, ale... Zawsze istniało jakieś ale, prawda?
- Draco...
- Po prostu pozwól mi cię pocałować, dobrze? 
O zgodę nie pytał już od dawna.


- Co u żony, Draco?
- Przytyła. A u twojej, doktorku? - Zmarszczył brwi i poprawił się szybko. - Harry.
- Wczoraj oświadczyła mi, że ja też będę tatą. 
- Gratulacje. - Szczere, ale bez uśmiechu. Zużywał za dużo wspomnień.
- Dziękuje. - Harry promieniał jak lampki na choince. - A ty? Ile jeszcze musisz czekać? 
- Jeszcze dwa miesiące i zobaczę moją córkę. - Była jedynym powodem do względnej radości, bo szczęście już nie nadejdzie w całości. Nie ma prawa.
- Jak dacie jej na imię?
- Hermiona.
- Dlaczego? 
- Bo Astoria nadal myśli, że była tylko moją najlepszą przyjaciółką. 
- Masz szczęście, że obowiązuje mnie tajemnica lekarska. 
- Cholerne.

Nocny deszcz pokropił chodnik srebrem,
Światła lamp lśnią w rzece jak diamenty.
Wszystkie drzewa obsypał ktoś gwiazdami,
W tym świecie tylko ja i on na zawsze i na wieki.

Nie 
mogłaś
kochać
mnie
mniej?  

- Każesz mi wybierać pomiędzy żoną, a najlepszą przyjaciółką? 
- Nie jestem twoją przyjaciółką - syknęła. 
- Nie. Nie jesteś. Ty.. to... - Jak to jest, że słowa, kiedy są najbardziej potrzebne zaczynają bawić się w chowanego? - Jesteś moim powietrzem, dobrze? Nie umiem tego inaczej nazwać, ale gdyby... Gdybym miał wybierać między tysiącem lat bez ciebie, a jednym pocałunkiem i ostatnim oddechem, to bez wahania postawiłbym na ciebie. Nie wiem czy takiej definicji mojej miłości do ciebie potrzebujesz, ale do cholery, Hermiona! 
- Skoro mnie kochasz, skoro ja cię kocham...
- Hermiona. Nie. To złe. Mamy rodziny, a twój mąż...
- ...mnie nie kocha. 
- Ale to mój najlepszy przyjaciel.
- Więc co?
 Cisza może ogłuszyć?


- Zachowałeś się jak dorosły, nie ma w tym nic złego.
- Pieprząc swoją najlepszą przyjaciółkę, z której mężem również się przyjaźnie, mając żonę, zachowałem się jak dorosły? - Czekoladowe ciastka pochłaniał na potęgę. Jak ona, kiedy się złościła.
- Podjąłeś decyzje. Wyznałeś prawdę. Nie masz o co się obwiniać.
- Zabiła się przeze mnie. - Głos mu drżał.
- Nie. Zabiła się dlatego, że nie potrafiła poradzić sobie z rzeczywistością.
- Więc to ona jest winna?
- Z pewnością nikt jej nie zmuszał.
- Chora logika.
- Jestem psychiatrą, czego się spodziewałeś? - I ta absurdalna radość na jego twarzy. 
Szczęście. Jaki ma smak?

Dobrze wiem, że to mój własny świat,
Że rozmawiam z samą sobą a nie z nim.
Gdyby on mnie chociaż dostrzec chciał,
Mogłabym jego światem być.

Jak
mam 
oddychać,
kiedy ty...
Kiedy
ciebie
nie ma
obok
mnie?
 - Ona jest w ciąży.
- Nie rób mi tego.
- Będę miał dziecko.
- Nie możesz.
- Czas przestać...
- Zabijasz mnie. - Gdyby zrozumiał wcześniej.
- Musimy przestać zachowywać się jak egoistyczne świnie.
- Draco.
- To koniec. - Tylko sztylet w serce. Nic wielkiego.
- Draco!
- Kocham cię, Hermiona. Ale swoją żonę również. Wybrałem. Musisz to zrozumieć.
- Nie będziesz szczęśliwy beze mnie.
- Nie można mieć wszystkiego, najdroższa.

 - Długo jeszcze będzie boleć?
- To nie zależy ode mnie.
- A od kogo? 
- Zgadnij. 
- Wole nie.
- Draco, nie wiem czy w jakimkolwiek stopniu cię to ucieszy, ale Ginny chciałaby zaprosić ciebie z Astoriąi małą, na obiad. 
- To ona wie, że się u ciebie leczę? - zdziwił się.
- Żartujesz? Jesteś moim ulubionym pacjentem. 
- Nie wiem, czy to powód do radości. 
- Dajże spokój, ona jest w szóstym miesiącu ciąży. Odmówisz ciężarnej?

Kiedy noc się kończy,
On znika,
W nurcie brudnej rzeki.
Bez niego
Znów czuję się samotna.
A drzewa są obdarte z gwiazd.

Życie
może być
życiem, 
bez 
ciebie?

- Kocham cię, ale to nic nie zmienia.
- Życie bez ciebie nie jest życiem.
- Nie pozwól, żeby to cię zniszczyło.
- Żegnaj, Draco Na zawsze.
- Zawsze? - nagle wydał się przerażony.
- Nie tęskni zbyt mocno.
- Hermiona...
Jej kolej, żeby odjeść. 
N a  z a w s z e. 
Z a w s z e. 
Z a w s z e.
Z a w s z...
Z a w s...
Z a w...
Z a...

- Dzisiaj mija rok, Harry. 
- Tak, wiem. Mam kalendarz. - Irytująco machał ołówkiem. - Jak się czujesz z tym, że nie ma jej już tyle czasu? 
Bez jej miłości, oddechu, oczu, serca, dotyku, głosu?
- Jakbym powinien zrobić to samo, żeby znowu ją pocałować. 
- Błagam, powiedz, że nie masz myśli samobójczych. 
- Mam. - Coś drgnęło na jego twarzy. Przerażony jęk doktora, wywołał niemal, że uśmiech. 
- Draco, mam tylko nadzieje... A właściwie wręcz ci karzę...
- Spokojnie. Jestem silniejszy niż ona była kiedykolwiek. 
- Cieszę się, że to słyszę. 
- Poza tym, twoje życie byłoby beze mnie nudne i biedne. 

Ale ta ciemna myśl, wciąż się skrada, prawda? 

_________________________________
 Witam i się kłaniam. Jak życie? Szkoła Was jeszcze nie zabiła? Gotowi na maturę lub inny ważny egzamin? Bo ja znam kogoś, kto absolutnie nie jest. (Taki żart, Tysiakowe.)
Odkurzam kotleta sprzed 2 lat. Nie pamiętam, w każdym razie mini była pisana w ogóle w innym fandomie, ale jakoś tak... Mam do niej sentyment. I jest. Nie przestraszcie się. I tak, wiem, że kanonu to jest tam tyle co na Saharze śniegu, ale tak mi jakoś Draco i Hermiona do tego pasują no. xd
*To podkreślone to ta piosenka. 
Miłego tygodnia, nie dajcie się pożreć innym ludziom.